niedziela, 9 grudnia 2012

Osiem

Dumą można nazwać świadomość własnej wartości i zachowanie godności. Każdy z nas wkłada wiele pracy w to , aby zdobyć pewność siebie i swoich zalet. Ciągle chcemy rozwijać swoje umiejętności, które pozwalają nam osiągać później sukcesy. Zaczynamy wybijać się ponad innych i w końcu tak naprawdę w siebie wierzyć. Dostrzegamy to , co jest w nas dobre i czym chcemy się chwalić. Dzielimy się swoimi talentami, pomagając innym znaleźć swoją drogę. Każdy ma jakiś talent, cechę, która dzięki ciężkiej pracy sprawi, że będziemy się w czymś spełniać. Cały czas trzeba jednak pamiętać, że między poczuciem własnej wartości a egoizmem czy pychą linia jest bardzo cienka. Tak niewiele wystarczy, by ją przekroczyć. Stracić szacunek dla innych, stawiając siebie ponad innymi w hierarchii społecznej. Lubimy czuć się wyjątkowi i lepsi. Nie ma w tym zresztą niczego złego, dopóki udaje nam się zachować pewne granice, co nie jest wcale takie łatwe. Dumni możemy być także z kogoś, ciesząc się z sukcesów i wyborów bliskiej osoby. Wiedząc co jest ważne i, na czym zależy naszym bliskim, cieszymy się, gdy udaje, im się to osiągnąć. Dzielimy z nimi radość, często pomagając, im w osiągnięciu sukcesu.

Na halę wchodzę oczywiście ostatnia, przepychając się
między innymi kibicami na swoje miejsce. Niestety, te obok moich największych przyjaciółek, choć, z drugiej strony zawsze mogło być gorzej. Wszystkie szkody i urazy psychiczne wynagradza mi dobry widok na płytę boiska. Tutaj mam przynajmniej pewność, że żaden gol czy faul na moim mężu nie umknie mojej uwadze. Ostatnio zauważyłam, że z każdym dniem coraz bardziej przeżywam całą imprezę, nie wspominając nawet o pojedynczych meczach. Pomijając tutaj sam fakt, że jako niezwykle zapominalska i roztrzepana osoba czasami zapominam o godzinie rozpoczęcia spotkań. Chociaż to tylko mały szczegół i i tak dobrze sobie tutaj radzę. Zazwyczaj udaje mi się wejść jeszcze przed rozpoczęciem, co we Francji było dość niespotykanym zjawiskiem. Tam na mecze zazwyczaj udawało mi się dotrzeć mniej więcej w połowie pierwszej partii. Tutaj zaczynam robić dość spore postępy, co zresztą nie umknęło uwadze Samuela. Śmiał nawet stwierdzić, że spinam się tak nie tyle ze względu na niego, co na moje miłe towarzyszki. Sama zresztą doskonale wiem, że moje ewentualne spóźnienie mogłoby się stać idealnym tematem dla nich na najbliższe dni. Nie powiem, żeby jakoś szczególnie zależało mi na ich opinii, ale obiecałam sobie, że postaram się wytrzymać z nimi w pokoju do końca imprezy. Później niech się dzieje co chce. W najgorszym wypadku wysadzę samolot w drodze powrotnej do domu, przecież moja kochana bomba wciąż nie została wykorzystana. Uśmiecham się pod nosem na samą myśl o tym, że mogłabym się ich wszystkich pozbyć i już nigdy nie zobaczyć tych sztucznych twarzy. Marzenia w końcu nadają sens naszemu życiu, a część z nich zawsze może się spełnić. Wystarczy mieć tylko nadzieje i trochę dopomóc biegowi zdarzeń. Niemniej jednak to nie jest teraz najważniejsze. W tej chwili cała moja uwaga skupia się na naszych chłopcach, wybiegających na płytę boiska. Z głośników jako pierwszy wydobywa się hymn Francji, a ja odruchowo przymykam powieki. Kładę rękę w okolicach serca, czując jak rytm jego bicia przyspiesza. Niczym na wyciągnięcie ręki widzę nasz mały domek, park czy znane na całym świecie Pola Elizejskie. Miejsca szczególnie bliskie memu sercu i sprawiające, że czuje się szczęśliwa. Tak, chyba właśnie tak powinnam nazwać to uczucie. Nawet, jeśli to tylko ułamki sekund, po, których nachodzi mnie mnóstwo wątpliwości. Dla takich chwil wciąż warto żyć i wierzyć, że już niedługo zostaną z nami na dłużej. Uśmiecham się ciepło, otwierając oczy i szukając wzrokiem wśród reprezentantów naszego kraju Samuela. On doskonale wie, gdzie jestem. Na każdym meczu czuje na sobie jego wzrok i tym razem jest tak samo. Szybko odwracam głowę w drugą, natrafiając na jego spojrzenie. Unoszę nieśmiało rękę aby mu pomachać, czując przy okazji jak moje policzki zaczynają robić się różowe. Zupełnie jak, gdybym była nastolatką, którą rodzice złapali na robieniu czegoś zakazanego. Nie potrafię się jednak do końca przyzwyczaić do tego, że każdy tylko czeka na taki gest. Oczy ludzi zwracają się w twoją stronę i każdy tylko czeka na to , co będzie dalej. Tylko, że ja nie mam najmniejszego zamiaru zbiec na dół i rzucić się w ramiona Samuela, by życzyć mu powodzenia, ściągając przy okazji na siebie uwagę obecnych fotografów. Wyjątkowo nie zamierzam tym razem brać przykładu z moich przyjaciółek. Pozostaje w ich cieniu i jest mi tu niezwykle dobrze. Chłodno i orzeźwiająco. Gwizdek sędziego rozpoczyna wkrótce mecz a ja niemal od pierwszych sekund zaczynam się denerwować. Przeżywam każdą akcję, siłą powstrzymując się przed zagryzaniem pięści. Nie potrafię wysiedzieć w miejscu, kręcąc się przy tym na wszystkie strony. Mam wrażenie, że przejmuje się tym wszystkim bardziej niż oni. Zresztą czym mieli, by się denerwować, niemal całkowicie kontrolując spotkanie. Nieziemski i porażający spokój, który charakteryzuje ich grę. Nawet, jeśli chwilami coś przestaje działać, cały czas trzymają się wyznaczonej taktyki. Wystarczająco mocno w siebie wierzą, by wiedzieć, że to tylko przejściowy kryzys. Moment na odzyskanie sił, by wkrótce znów ruszyć do ataku. Uśmiecham się radośnie, oklaskując kolejną udaną akcję naszego zespołu. Powoli przestaje się przejmować obecnością innych dziewczyn, które całą swą uwagę skupiają raczej na kibicach i ich wyglądzie. Naprawdę nie ma lepszej okazji do omawiania modowych wpadek niż na meczu, gdzie natężenie innych przedstawicieli gatunku ludzkiego jest wystarczająco dużo aby znaleźć jakąś ofiarę. Staram się nie zwracać ich uwagi i oddalić się na bezpieczny dystans. Wtopić w tłum, gdzie z czystym sumieniem będę mogła kibicować naszej drużynie. Oczywiście można nazwać to ucieczką. Szczególnie, że udaje mi się znaleźć miejsce tuż obok dobrze zbudowanego mężczyzny, który skutecznie mnie zasłania. Przynajmniej tak mi się wydaje. Tutaj mam, chociaż spokój i nawet straszny ścisk w niczym mi nie przeszkadza. Może jedynie poza czyimś łokciem systematycznie lądującym w okolicach moich żeber. Ostatni gwizdek przynosi, więc ukojenie i tak wielką radość, że mam ochotę wyściskać wszystkich obecnych kibiców. Ich wyjście z grupy było czymś oczywistym, ale do ostatniej chwili w moim sercu tliła się iskierka niepewności. Wszystko mogło się wydarzyć i chyba tego się bałam. Nie chodzi tutaj może o drużynę, co o Samuela. Gdyby coś mu się stało nie przeżyłby tego. Nie, teraz gdy drużyna wychodzi na ostatnią prostą. Bałam się o niego i wiem, że będzie tak aż do ostatniego spotkania. Teraz jednak przede wszystkim jestem dumna. Doskonale wiem jak ważny jest dla niego każdy mecz i każda bramka. Zaufanie trenera i kolegów, którzy stwarzają sytuację bramkowe, pozwalając mu się wykazać w trudnych chwilach. Polegają na, nim, tak jak i on na nich. Tworząc jeden, zgrany organizm, który jak na razie nie zawodzi. Oby tak tylko było do końca tego turnieju. Siadam na plastikowym krzesełku, obserwując jak hala powoli pustoszeje. Na dole są już dziewczyny, cieszące się z sukcesu swoich mężczyzn w świetle fleszy aparatów. Mogę się założyć, że jutro w internecie pojawi się pełno ich zdjęć i komentarzy. Ludzie będą zachwycać się ich urodą i wsparciem, jakie okazują swoim bliskim. W końcu to tak pięknie wygląda. Ja również schodzę na dół trzymając się jednak z dala od tego całego zamieszania. Dzielę z nimi ich radość i naprawdę rozumiem to , co się teraz dzieje na płycie. Nie potrafię tylko pojąć jak w wielkim stopniu można sprzedać siebie i własną prywatność, a może raczej jak może komuś aż tak zależeć na lansie. Chociaż tak właściwie to nie jest mój problem. Samuel niemal od razu mnie zauważa i czeka na mnie przy bandach, zanim udaje mi się do nich dojść. Uśmiecham się szeroko, chwytając go za koszulkę i przyciągając mocniej do siebie. Zagryzam delikatnie dolną wargę, kiedy obejmuje mnie mocno w pasie i nawet, jeśli chcę, nie potrafię powstrzymać się przed muśnięciem jego warg. Całkowicie zapominając o tym, co do tej pory myślałam o publicznym okazywaniu sobie uczuć. Mam wręcz ochotę na więcej i jest mi z tym cholernie dobrze. Wpijam się, więc jeszcze mocniej w jego wargi, przedłużając nasz pocałunek i nie pozwalając mu się odsunąć nawet na milimetr. Czuje, że to właśnie jedna z tych chwil, gdy wszystko wraca na swój tor i jest tak jak powinno być. Przede wszystkim ja jestem. Tutaj razem z, nim, gdzie jest moje miejsce, a nie gdzieś daleko, wciąż żyjąc w sferze marzeń. Niechętnie odrywam się od niego, by z całej siły wtulić się w jego ramiona. Jest zaskoczony i właściwie to wcale mu się nie dziwię. Nikt normalny nie jest w stanie nadążyć za moimi nastrojami. Mam tylko nadzieje, że ten obecny stan zostanie już ze nami na dłużej. Najlepiej na zawszę.
-Jestem z Ciebie dumna. Cholernie dumna-mówię, czując jak moje usta ponownie wyginają się w uśmiechu. Wiem, że to jest to,
na co czeka. Kilka słów, które potrafią dodać niesamowitej siły i chęci walki, bo zawsze warto walczyć do samego końca. Nigdy, bowiem nie wiadomo kiedy los się do nas uśmiechnie.
-
Jest bo jest, czyli kolejna część rozmyślania nad sensem tego wszystkiego. Zmieniła mi się nieco koncepcja tego opowiadania i wydaje mi się, że tak już musi być. Nie ma Krzysia, ale jeszcze będzie. Jeśli się uda to możliwe, że w następnym odcinku i być może zostanie z nami na dłużej. Z moich obliczeń wynika, że powoli zbliżamy się do połowy więc postaram się coś wymyślić żeby nie było tak nudno. 
Pozdrawiam.

5 komentarzy:

  1. Cieszy mnie to że Galia wreszcie czuje że chyba wszystko zaczyna wracać do normy, już samo to jej zachowanie podczas meczu i po nim to pokazuje, niech się cieszy swoim szczęściem z Samuelem, trzeba je czerpać z każdej nawet najmniejszej chwili, doceniać wszystko, bo niestety los często w najmniej spodziewanym momencie potrafi nam wszystko odebrać i zamienić życie w koszmar

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyżby wszystko szło w jak najlepszym kierunku? Galia powoli zaczyna czerpać satysfakcję z każdego nawet najmniejszego szczęścia u boku Samuela. W ogóle ich miłość może stanowić wzór dla par - oboje są dla siebie oparciem, przyjacielem i kochankiem. Właśnie tak powinno to wyglądać. Mnie tylko dalej nurtuje kwestia Krzyśka.

    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja już to mówiłam, ale powtórzę się po raz kolejny, mimo że nie lubię tego robić.
    Bardzo kibicuje Gali i Samuelowi. Trzymam za nich kciuki z całych sił. Ich miłość jest piękna. A to pewnie dlatego, że nie afiszują się z nią na każdym kroku. Nie muszą sobie mówić 'kocham Cię'' , by wiedzieli o tym, że im na sobie zależy. Ja naprawdę uważam, że z miłością nie trzeba się afiszować. Czasami po prostu wystarczy bliskość drugiej osoby. I tak jest w przypadku PIĘKNE.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, Flavia, nie jest nudno przecież! Bo Galia jest, so good :D i Samuel! Bardzo dobrze, że jest między nimi jakoś lepiej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, że tak późno czytam, ale ostatnio siedziałam cały czas z głową w książkach i czasem brakowało mi wolnego czasu, by wszystko przejrzeć ;c
    Co do odcinka, jest bardzo pozytywny! ;D Galia po raz kolejny pokazuje nam jak bardzo lubi swoje 'najlepsze przyjaciółki' xd Ale z tą prywatnością to się z nią zgodzę! Lubię ją za to, że nie chce sprzedać siebie i miłości do Samuela mediom, to prędzej czy później mogłoby zniszczyć ich związek, a co do uczuć to kobieta przecież zmienną jest ;D

    Aj Krzysio, Krzysio, Krzysiooo! <3
    A ty wiesz, że dzięki twojemu opowiadaniu o Igle, zaczęłam lubić siatkówkę? ;p <3
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń