Bywają momenty, gdy nabieramy ponownie siły do walki. Nie mamy zielonego pojęcia skąd ona się bierze, lecz to nie ma dla nas najmniejszego znaczenia. W naszych sercach ponownie pojawia się nadzieja. Zaczynamy nieśmiało wierzyć w to , że jednak wszystko można jeszcze naprawić. Wystarczy tylko chcieć i dawać z jeszcze więcej niż do tej pory. Nigdy nie jest to łatwe, lecz właśnie teraz, pierwszy raz od dawna czujemy, że stać nas na jeszcze większe poświęcenia. Wydaje się nawet, że znowu zaczyna nam zależeć, choć to chyba zbyt wielkie słowo. Przynajmniej na razie. Nikt tak naprawdę nie wie jak to się dalej potoczy, ale przecież zawsze warto wierzyć. Dlatego tak uparcie chwytamy się szansy, która pojawia się przed nami. Z pełną świadomością, że może być dla nas tą ostatnią mogącą zmienić cokolwiek w naszych relacjach. Na chwilę zapominamy o wszystkim co miało do tej pory miejsce, by w pełni poświęcić swe siły nowej walce. Tym razem stając obok siebie i próbując stawić czoło wszystkim przeciwnością. Pierwszy raz jesteśmy jednym zespołem i chyba, to jest już wystarczającym powodem do zadowolenia. W naszym życiu pojawia się dawno zapomniany spokój i jakaś dziwna pewność, że tym razem może się udać.
Gdy wchodzę do kuchni, rozmawia przy oknie z kimś ściszonym głosem przez telefon. Podchodzę do niego cicho, dotykając delikatnie jego ramienia, gdy znajduje się już wystarczająco blisko. Uśmiecham się pod nosem, widząc jego zaskoczone i nieco zmieszane spojrzenie. Pewnie niejedna na moim miejscu byłaby przekonana o zdradzie i próbowałaby wymusić na, nim przyznanie się do winy. Tylko on nie jest zdolny do czegoś takiego. Można powiedzieć naprawdę wiele o nas i o naszym związku. Nie zawsze będą to piękne rzeczy i jestem w pełni tego świadoma. Nikt jednak nie może zarzucić nam pocieszania się w ramionach osób trzecich. Mamy pełno swoich problemów, ale zawsze staramy się rozwiązać je tak aby nie wyszły poza ściany naszego domu. Nie chcemy aby ktoś obcy mieszał się w nasze sprawy. Brunet szybko kończy rozmowę z delikatnym uśmiechem informując mnie o powołaniu do kadry. Wiem, że jest z tego powodu bardzo szczęśliwy. Dla niego reprezentowanie barw narodowych na tak wielkich imprezach sportowych jest czymś niezwykle ważnym. Każdy sezon ligowy jest dla niego szansą na pokazanie swoich umiejętności i przekonania do siebie selekcjonera. Kosztuje go to wiele siły, dlatego tak bardzo cieszy się z każdego powołania. Nawet, jeśli nie zawsze potrafi się tym ze mną dzielić. Czasem czuje, że po prostu się tego boi i nie chce robić mi przykrości. Wie, że zakończenie mojej muzycznej kariery było wielkim ciosem, z którym do tej pory nie potrafię się pogodzić. Staram się , jak mogę, by to przemóc, choć nie zawsze mi wychodzi. Nie dziwie mu się, więc, że nie zawsze chce mi mówić o swoich sukcesach. Wiedząc, że nie będę potrafiła cieszyć się nimi razem z, nim. Tym razem chcę aby było, inaczej. Teraz jest kolej na ruch z mojej strony, aby złamać w końcu dzielącą nas barierę. Nie wierze co prawda w jakąś przełomową zmianę w naszych relacjach, ale mam nadzieje na, choć delikatne ocieplenie. Na resztę przyjdzie czas, jeśli będziemy mieli tylko taką szansę. Dlatego też chwytam jego dłoń, zaciskając na niej mocno swoje palce.
-Chciałabym pojechać z Tobą do Londynu-stwierdzam powoli, czekając niepewnie na jego reakcję. Zdaje sobie z tego sprawę, że może tego nie chcieć. W końcu to dla niego wielka szansa aby, choć trochę odpocząć ode mnie i tego wszystkiego.-Chciałabym Ci kibicować z trybun i być prawdziwym wsparciem, jakiego nie miałeś w ostatnim czasie. Postaram się zmienić, jeśli tylko dasz mi szansę.
Niepewnie podnoszę wzrok, czekając na, choćby najmniejszy znak z jego strony. Nie chcę się z niczym narzucać i jestem gotowa na jego odmowę. On zawsze się o mnie martwi. Tym bardziej, że od dłuższego czasu nigdzie nie wyjeżdżałam i na dobrą sprawę nie wiadomo jak impreza w Londynie może na mnie wpłynąć. Sama tak naprawdę nie jestem przewidzieć swojej reakcji na to, gdy ktoś rozpozna mnie na ulicy. W naszym mieście każdy mnie zna i wie, gdzie leży granica dobrego smaku podczas rozmowy ze mną. Czego niestety nie można powiedzieć o ludziach z innych krajów, nie znających zbyt dobrze mojej prawdziwej historii. Samuel między innymi dlatego stara się ograniczać moje wyjazdy, by chronić mnie przed tym wszystkim. Nawet, jeśli to kolejna ucieczka od problemów w moim wykonaniu. Moje serce zamiera, gdy chwyta mój podbródek unosząc go delikatnie do góry. Zmusza mnie do patrzenia w swoje oczy, z których bije w tej chwili duża pewność siebie. Teraz wszystko zależy od niego, co widocznie sprawia mu dużą satysfakcję.
-Pojedziesz tylko i wyłącznie wtedy , gdy znowu zaczniesz brać leki-oznajmia tonem nie znoszącym żadnego sprzeciwu. Mrużę delikatnie oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią i odpowiednim argumentem, który zmusiłby go zmiany zdania.Otwieram już usta, żeby powiedzieć najgłupszą i najbardziej desperacką rzecz w swoim życiu, ale powstrzymuje mnie przed tym, przykładając palec do moich ust i kręcąc głową z delikatnym uśmiechem.-Inaczej nie mamy o czym rozmawiać.
Na nic zdają się moje ciche prośby. Smutne oczy czy słodkie uśmieszki. On wciąż stoi niewzruszony, choć niemal przygniatam go do ściany, próbując za wszelką cenę postawić na swoim. Czuje się już naprawdę dobrze i nie mam zielonego pojęcia dlaczego wszyscy tak nalegają na to, abym dalej brała te chore tabletki. Wszystko przez te ostatnie, nieszczęsne badania, które okazały się być nieco gorsze od poprzednich. Niemal natychmiast wszyscy zaczęli szukać powodów i stosunkowo szybko wyszło na jaw, że odstawiłam je już jakiś czas temu. Nikt nawet nie raczył mnie wysłuchać. Może i oni się na tym znają, ale sama wiem najlepiej, że bez nich czuje się dużo lepiej. Również pod względem psychicznym. Do Samuela wydaje się to jednak nie docierać. Nasłuchał się tych wszystkich specjalistów i nawet nie zwraca uwagi na moje zdanie. Tym bardziej, że sama daje mu teraz broń do ręki. Zaczynam się zastanawiać nad buntem i zrobieniu czegoś wbrew jego woli jak to mam w zwyczaju. Tym razem jednak coś mnie od tego powstrzymuje. Nie potrafię powiedzieć mu prosto w oczy, że zrobię to co mi się podoba a on nie ma w tej sprawie nic do gadania. Być może za szybko, by o tym mówić, ale wydaje mi się, że powoli zaczynam się zmieniać. Pierwszy raz od dawna słucham go i mimo wszystko zastanawiam się co zrobić aby również on był zadowolony. Nawet, jeśli będę musiała postąpić wbrew sobie. Stoimy przez chwilę w ciszy a przez moją głowę przebiega milion myśli. Tych ważnych i tych nieco mniej, które znikają już po kilku sekundach. Wzdychając cicho, zgadzam się w końcu na wszystko , co tylko chce. Odpuszczam aby pokazać mu, że liczę się z jego zdaniem, choć nie jest to dla mnie proste. Czuje się nieco dziwnie, widząc jego triumfalny uśmiech. Zazwyczaj to ja stawiam na swoim i chyba za bardzo się do tego przyzwyczaiłam. Niewątpliwie jednak nadchodzi czas aby, choć częściowo to zmienić. Uśmiecham się delikatnie, kiedy przyciąga mnie do siebie, obejmując lekko w pasie. Pozwalam mu się tulić do woli i o dziwo sprawia mi to przyjemność. Nieco mnie to zaskakuje, ale ciepło jego ciała wywołuje u mnie poczucie dziwnego spokoju. Unoszę niepewnie głowę, by wbić wzrok w jego usta, a następnie musnąć je delikatnie. Odrywając się od niego po chwili, zagryzam dolną wargę czując, że moje policzki najprawdopodobniej zaczynają się robić czerwone. Wiem, że nie spodziewał się czegoś takiego po mnie. Sama chyba siebie zaskoczyłam tym wszystkim. Nie mogłam się jednak przed tym powstrzymać. Uśmiecham się do niego ciepło, muskając czule jego policzek. Za wszelką cenę staram się pokazać, że mnie również stać na pokazanie jeszcze jakiś uczuć. W końcu w związku powinno być to na porządku dziennym. Nawet, jeśli nie zawsze jest u nas tak jak powinno, oboje potrzebujemy, choć odrobiny czułości. Odsuwam się od niego i odwracając na pięcie, pytam czy ma ochotę napić się ze mną herbaty. Chcę jak najszybciej przejść nad tym do porządku dziennego, tak jakby moje zachowanie był czymś normalnym. Wciąż jest mi ciężko, ale przecież początki zawsze są trudne. Najważniejsze, że jakimś cudem udało mi się zrobić pierwszy krok w jego stronę. Mam nadzieje, że to dobry znak na przyszłość.
-
Dziś znowu jest trochę za wcześnie, ale tym razem pojawia się odcinek ze względu na me-laisse. Doszłam do wniosku, że najlepiej i najwygodniej będzie, jeśli odcinki w miarę moich możliwości będą pojawiały się tego samego dnia. Prawdopodobnie co dwa tygodnie. Jeśli tylko pozwoli mi na to szkoła i nauka do matury. Miejmy nadzieje, że jakoś to przetrwam a później pójdzie już z górki. Dzisiaj zaczęłam pisać trzeci odcinek i jeśli dobrze pójdzie to jutro go do końce. Możliwe, że zacznę nawet czwarty, czyli ten, w którym według moich planów pojawi się Igła. Dlatego proszę jeszcze o trochę cierpliwości, Krzyś będzie i to naprawdę już niedługo.
Pozdrawiam.
środa, 29 sierpnia 2012
wtorek, 21 sierpnia 2012
Jeden
Zatracamy się w czymś, choć często brakuje nam już sił. Nie ma jednak drogi powrotu, zamknęły się za nami drzwi i doskonale o tym wiemy. Z własnej woli oddaliśmy do nich klucz, stając się kolejnym pionkiem w tej chorej grze. Podążamy, więc przed siebie, zmuszając wręcz do nieludzkiego wysiłku. Do utraty tchu, tak aby nie czuć już nic. Wyzbyć się wszystkich uczuć, które mogłyby motywować nas do walki. Zmusić nas do tego ostatniego zrywu, ratującego nas przed utratą siebie. Robimy jednak wszystko, by odepchnąć od siebie te myśli. Przyzwyczajamy się do bólu, z którym budzimy się każdego dnia. Zaczynamy się do niego przyzwyczajać, a nawet lubić. W końcu nie pojawia się bez przyczyny, a my zasługujemy na niego bardziej niż może nam się wydawać. Nie jesteśmy bez winy, choć ktoś obcy może widzieć w nas ofiarę. Tyle, że nikt nie ma prawa oceniać sytuacji, nie mając zielonego pojęcia o tym co dzieje się w naszych sercach.
Zagryzając dolną wargę, siadam przed białym fortepianem. Opuszkami palców z największą czcią muskam jego klawisze, które uginają się pod wpływem mojej siły. Pomieszczenie wypełnia spokojna muzyka, a ja przymykam delikatnie powieki, pozwalając aby niosła mnie razem z sobą. Tam, gdzie nie ma miejsca na ludzkie problemy i łzy. Tam, gdzie mogę być po prostu szczęśliwa. Oddaje się, więc jej bez pamięci, choć na chwilę zapominając o wszystkim. Zostaje tylko ja i niespełnione marzenia, krążące ciągle po mojej głowie. Przed oczami pojawia się wielka scena, fortepian i ja. Sala niemal do ostatniego miejsca wypełniona ludźmi, czekającymi z niecierpliwością na początek mojego koncertu. Widzę ich pełne podziwu spojrzenia, gdy tylko wychodzę i kłaniam się przed nimi nisko. Witają mnie rytmicznymi oklaskami, a ja odwzajemniam się im ciepłym uśmiechem, zasiadając przed moim instrumentem. Dziele się z nimi swoim światem, otwierając przed nimi całą swą duszę. Pozwalam, im poznać coś nowego i jakże pięknego, a oni odwzajemniają mi się sympatią i uznaniem. Ten obraz jednak szybko znika, ustępując kolejnemu. Widzę siebie grającą w ciemnym pomieszczeniu. Zupełnie samą z pełną świadomością, że to co było nigdy nie wróci. Znalazł się ktoś, kto nie zrozumiał mnie i z największym wyrachowaniem zabrał to , co było dla mnie najważniejsze. Zaciskam mocniej powieki, powstrzymując napływające do oczu łzy. Kiedyś obiecałam sobie, że już nigdy nie pokaże ich światu. Tutaj nie ma miejsca na sentymenty. W dzisiejszym świecie każdy jest egoistom dążącym do spełnienia swoich marzeń nie zważając na innych. Silne jednostki osiągają swój cel, słabe padają ich ofiarą. Takie jest już prawo dżungli. Można zarzekać się, że jesteśmy inni i zależy nam na szczęściu innych. Prawdopodobnie ktoś będzie w stanie nam uwierzył, tylko czy my sami jesteśmy tego pewni? Chciałabym aby odpowiedź była pozytywna, ale chyba jest już za późno aby wierzyć w ludzkie dobro i bezinteresowność. Tak mogło być kiedyś, ale to do tego nie ma już powrotu. Dlatego uciekam, choć to nie jest żadne rozwiązanie. Doskonale o tym wiem, ale na nic innego mnie nie stać. Możliwość zaznania odrobiny szczęścia jest zbyt pociągająca od wiecznej walki w imię czegoś, co nie istnieje. Dlatego wciąż gram, choć brakuje mi już sił. Moje ruchy stają coraz bardziej powolne, a dźwięki wydostające się z instrumentu w niczym nie przypominają już tej subtelnej i delikatnej muzyki. Zmienia się jej nastrój, a wraz z nią i ja. W dal odlatują wszystkie wspomnienia i obrazy. Pozostaje jedynie pustka, idealnie oddająca stan mojego ducha. W tej chwili nie czuje zupełnie nic. Wciąż oddycham, choć wiem, że równie dobrze mogłabym przestać istnieć. Dla mnie nie ma to większego znaczenia. W całości oddaje się błogiej obojętności, nie zwracając już na nic najmniejszej uwagi. Dopiero trzask drzwi frontowych wyrywa mnie z tego transu. Czuje jak napinają się wszystkie moje mięśnie, a palce zastygają w bezruchu w powietrzu. Muzyka milknie, a ja z dziwnym niepokojem nasłuchuje jego kroków. Czekam aż podejdzie do mnie i kładąc dłonie na moich ramionach, muśnie niezwykle delikatnie czubek mojej głowy. Zupełnie tak jakby bał się, że jestem jedynie zjawą, która za chwile zniknie. Odwracam się do niego, by unosząc delikatnie głowę wbić wzrok w jego oczy. Mówi się, że to one są zwierciadłem duszy. Może dlatego ciągle tak uparcie się w nie wpatruje w poszukiwaniu, choć cienia nadziei. Ukrytej za kurtyną codziennego bólu i cierpienia. Uśmiechając się delikatnie wstaje, by delikatnie musnąć jego policzek. Ten mały gest znaczy dla nas więcej niż mogłoby się wydawać. Każdego dnia pokazuje jak bardzo się stara i jak mu zależy. Nawet, jeśli wciąż nie potrafi mnie zrozumieć, bo problem tkwi we mnie. Oboje o tym wiemy i tylko brakuje nam odwagi, by głośno o tym powiedzieć. On nie chce obarczać mnie winą, a ja chyba nie zdaje sobie do końca sprawy z tego co się dzieje. Żyje obok tego wszystkiego, nie mając najmniejszego wpływu na niektóre zdarzenia. Ciągle jednak staram się przełamać, pomóc mu w tej walce. Przecież kiedyś może być jeszcze dobrze. Tylko ta myśl, pozwala mi przetrwać kolejny dzień i to dla niej teraz żyję.
-
Wiem, że minęły tylko cztery dni od prologu ale musiałam opublikować ten odcinek. Z każdym niem zakochuje się w tej historii coraz bardziej. Nawet nie wyobrażałam sobie, że tak bardzo będę tęskniła za Krzysiem. Szczególnie, że od zakończenia feelings nie minęło zbyt wiele czasu. Przed chwilą zresztą zabrałam się za czytanie tego opowiadania żeby jeszcze raz przeżyć losy moich ukochanych bohaterów.
Wiem, że na razie zbyt wiele się nie dzieje ale zależy mi aby nieco wprowadzić was w relacje tej dwójki zanim pojawi się Igła. Pewnie niejedna uważa, że lepiej byłoby zakończyć ten związek ale to nie będzie takie proste. Tym bardziej, że grający na gitarze Honbrubia skradł moje serce i zapowiada się ciężka walka. Z następnym odcinkiem postaram się jednak wytrzymać trochę dłużej.
Pozdrawiam ciepło.
Zagryzając dolną wargę, siadam przed białym fortepianem. Opuszkami palców z największą czcią muskam jego klawisze, które uginają się pod wpływem mojej siły. Pomieszczenie wypełnia spokojna muzyka, a ja przymykam delikatnie powieki, pozwalając aby niosła mnie razem z sobą. Tam, gdzie nie ma miejsca na ludzkie problemy i łzy. Tam, gdzie mogę być po prostu szczęśliwa. Oddaje się, więc jej bez pamięci, choć na chwilę zapominając o wszystkim. Zostaje tylko ja i niespełnione marzenia, krążące ciągle po mojej głowie. Przed oczami pojawia się wielka scena, fortepian i ja. Sala niemal do ostatniego miejsca wypełniona ludźmi, czekającymi z niecierpliwością na początek mojego koncertu. Widzę ich pełne podziwu spojrzenia, gdy tylko wychodzę i kłaniam się przed nimi nisko. Witają mnie rytmicznymi oklaskami, a ja odwzajemniam się im ciepłym uśmiechem, zasiadając przed moim instrumentem. Dziele się z nimi swoim światem, otwierając przed nimi całą swą duszę. Pozwalam, im poznać coś nowego i jakże pięknego, a oni odwzajemniają mi się sympatią i uznaniem. Ten obraz jednak szybko znika, ustępując kolejnemu. Widzę siebie grającą w ciemnym pomieszczeniu. Zupełnie samą z pełną świadomością, że to co było nigdy nie wróci. Znalazł się ktoś, kto nie zrozumiał mnie i z największym wyrachowaniem zabrał to , co było dla mnie najważniejsze. Zaciskam mocniej powieki, powstrzymując napływające do oczu łzy. Kiedyś obiecałam sobie, że już nigdy nie pokaże ich światu. Tutaj nie ma miejsca na sentymenty. W dzisiejszym świecie każdy jest egoistom dążącym do spełnienia swoich marzeń nie zważając na innych. Silne jednostki osiągają swój cel, słabe padają ich ofiarą. Takie jest już prawo dżungli. Można zarzekać się, że jesteśmy inni i zależy nam na szczęściu innych. Prawdopodobnie ktoś będzie w stanie nam uwierzył, tylko czy my sami jesteśmy tego pewni? Chciałabym aby odpowiedź była pozytywna, ale chyba jest już za późno aby wierzyć w ludzkie dobro i bezinteresowność. Tak mogło być kiedyś, ale to do tego nie ma już powrotu. Dlatego uciekam, choć to nie jest żadne rozwiązanie. Doskonale o tym wiem, ale na nic innego mnie nie stać. Możliwość zaznania odrobiny szczęścia jest zbyt pociągająca od wiecznej walki w imię czegoś, co nie istnieje. Dlatego wciąż gram, choć brakuje mi już sił. Moje ruchy stają coraz bardziej powolne, a dźwięki wydostające się z instrumentu w niczym nie przypominają już tej subtelnej i delikatnej muzyki. Zmienia się jej nastrój, a wraz z nią i ja. W dal odlatują wszystkie wspomnienia i obrazy. Pozostaje jedynie pustka, idealnie oddająca stan mojego ducha. W tej chwili nie czuje zupełnie nic. Wciąż oddycham, choć wiem, że równie dobrze mogłabym przestać istnieć. Dla mnie nie ma to większego znaczenia. W całości oddaje się błogiej obojętności, nie zwracając już na nic najmniejszej uwagi. Dopiero trzask drzwi frontowych wyrywa mnie z tego transu. Czuje jak napinają się wszystkie moje mięśnie, a palce zastygają w bezruchu w powietrzu. Muzyka milknie, a ja z dziwnym niepokojem nasłuchuje jego kroków. Czekam aż podejdzie do mnie i kładąc dłonie na moich ramionach, muśnie niezwykle delikatnie czubek mojej głowy. Zupełnie tak jakby bał się, że jestem jedynie zjawą, która za chwile zniknie. Odwracam się do niego, by unosząc delikatnie głowę wbić wzrok w jego oczy. Mówi się, że to one są zwierciadłem duszy. Może dlatego ciągle tak uparcie się w nie wpatruje w poszukiwaniu, choć cienia nadziei. Ukrytej za kurtyną codziennego bólu i cierpienia. Uśmiechając się delikatnie wstaje, by delikatnie musnąć jego policzek. Ten mały gest znaczy dla nas więcej niż mogłoby się wydawać. Każdego dnia pokazuje jak bardzo się stara i jak mu zależy. Nawet, jeśli wciąż nie potrafi mnie zrozumieć, bo problem tkwi we mnie. Oboje o tym wiemy i tylko brakuje nam odwagi, by głośno o tym powiedzieć. On nie chce obarczać mnie winą, a ja chyba nie zdaje sobie do końca sprawy z tego co się dzieje. Żyje obok tego wszystkiego, nie mając najmniejszego wpływu na niektóre zdarzenia. Ciągle jednak staram się przełamać, pomóc mu w tej walce. Przecież kiedyś może być jeszcze dobrze. Tylko ta myśl, pozwala mi przetrwać kolejny dzień i to dla niej teraz żyję.
-
Wiem, że minęły tylko cztery dni od prologu ale musiałam opublikować ten odcinek. Z każdym niem zakochuje się w tej historii coraz bardziej. Nawet nie wyobrażałam sobie, że tak bardzo będę tęskniła za Krzysiem. Szczególnie, że od zakończenia feelings nie minęło zbyt wiele czasu. Przed chwilą zresztą zabrałam się za czytanie tego opowiadania żeby jeszcze raz przeżyć losy moich ukochanych bohaterów.
Wiem, że na razie zbyt wiele się nie dzieje ale zależy mi aby nieco wprowadzić was w relacje tej dwójki zanim pojawi się Igła. Pewnie niejedna uważa, że lepiej byłoby zakończyć ten związek ale to nie będzie takie proste. Tym bardziej, że grający na gitarze Honbrubia skradł moje serce i zapowiada się ciężka walka. Z następnym odcinkiem postaram się jednak wytrzymać trochę dłużej.
Pozdrawiam ciepło.
piątek, 17 sierpnia 2012
Prolog
Razem a jednak osobno. Blisko, ale daleko. Zupełnie tak jakby dzieliły nas tysiące kilometrów, choć każdego dnia budzimy się obok siebie. Witamy kolejny dzień z pełną świadomością, że czeka nas kolejna walka. O wszystko , co jest dla nas tak ważne, choć zupełnie nierealne. Marzenia, które zawsze nimi pozostaną i radość, która zniknęła z naszego życia już jakiś czas temu. O miłości już dawno zapomnieliśmy, tak jest znacznie wygodniej. Bo, choć razem to nie dla siebie i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Czasem w skrajnych sytuacjach padają pytania o przyszłość i sens tego wszystkiego, lecz zawsze pozostają bez odpowiedzi. Tak już po prostu jest do czego powoli się przyzwyczajamy. Uczymy się żyć obok siebie, jak, gdyby było to coś normalnego. Coś, co będziemy mieć niezależnie od sytuacji. Oboje doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, że nie mamy dość odwagi, by to zakończyć. Przynajmniej on nie jest w stanie odejść. Czasem można odnieść wrażenie, że kocha. Jest i każdego dnia stara się udowodnić, że zawsze będzie, choć brakuje mu już siły. Mimo wszystko trwa, nawet, jeśli ciągle los rzuca mu kolejne kłody pod nogi. Chyba sam na dobrą sprawę nie wie dlaczego ma w sobie tyle siły do walki. Dlaczego tak bardzo zależy mu na czymś, co sprawia mu tyle bólu. Jego postawa zawsze budzi podziw. Nie każdy, bowiem jest w stanie zdobyć się na coś takiego. Być może dlatego nigdy nie potrafię mu odmówić, gdy prosi mnie bym zagrała jego ulubioną melodię. Zasiadam przed białym fortepianem i już po chwili pomieszczenie wypełnia spokojna melodia. Klawisze uginają się pod moimi palcami, a ja przez te kilka minut czuje się naprawdę szczęśliwa. Nie dopuszczając do siebie myśli, że to tylko złudzenie, które zniknie szybciej niż może mi się wydawać. Często siada tuż obok mnie, opierając głowę na moim ramieniu. Uśmiecham się delikatnie, choć to trwa tylko kilka sekund. Gdy tylko skończę wróci szara rzeczywistość i ból, który jest naszym wiernym towarzyszem.
-
To opowiadanie jest totalnym szaleństwem, ale gdybym nie opublikowała tego prologu najprawdopodobniej dostałabym świra. Mam nadzieje, że nie macie mnie jeszcze dość.Nie wiem co z tego wyjdzie bo mam tylko pierwszy odcinek i ogólny zarys ale jakoś damy radę. Jest Krzyś, bo jeśli siatkarska historia to tylko o nim. Jest Galia, czyli kolejne odzwierciedlenie mojego złożonego charakteru i moich dziwnych rozmyślań. Jest też Samuel , którego może część was kojarzy z meczów szczypiorniaka. Jego już od jakiegoś czasu darzę sympatią, a poza tym jest francuskim elementem, którego nigdy nie może zbraknąć w moich opowiadaniach.
Prolog z dedykacją dla Blue , bo to twój komentarz dał mi impuls do napisania tego na górze. Dziękuje.
Pozdrawiam.
-
To opowiadanie jest totalnym szaleństwem, ale gdybym nie opublikowała tego prologu najprawdopodobniej dostałabym świra. Mam nadzieje, że nie macie mnie jeszcze dość.Nie wiem co z tego wyjdzie bo mam tylko pierwszy odcinek i ogólny zarys ale jakoś damy radę. Jest Krzyś, bo jeśli siatkarska historia to tylko o nim. Jest Galia, czyli kolejne odzwierciedlenie mojego złożonego charakteru i moich dziwnych rozmyślań. Jest też Samuel , którego może część was kojarzy z meczów szczypiorniaka. Jego już od jakiegoś czasu darzę sympatią, a poza tym jest francuskim elementem, którego nigdy nie może zbraknąć w moich opowiadaniach.
Prolog z dedykacją dla Blue , bo to twój komentarz dał mi impuls do napisania tego na górze. Dziękuje.
Pozdrawiam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)