sobota, 10 listopada 2012

Sześć

Chwilami jest po prostu dobrze. Tak po prostu, zupełnie bez przyczyny. Zapominamy o wszystkim co było złe i przez ten krótki moment cieszymy się tym krótkim momentem. Ulotną chwilą, gdy wszystko traci dla nas znaczenie i ważne jest tylko to , co jest tu i teraz. Zaczynamy nawet wierzyć, że tak właśnie powinno być. To jest ten stan, do którego dążyliśmy przez ostatni czas. W końcu możemy odetchnąć, zapomnieć o tym, że nie wszystko jest tak jak powinno być. Pojawia się spokój i pewność, że to jest nasze życie. Tu i w tej chwili, a nie kiedyś. Przestajemy być w końcu jedynie obserwatorami tego, co działo się dookoła nas i w końcu zaczynamy brać w swoim życiu czynny udział. Nie jesteśmy już skazani na kogoś, na to, jak ktoś nas pokieruje. Pierwszy raz jesteśmy naprawdę gotowi na coś , co może wpłynąć na naszą przyszłość. Nawet, jeśli to będzie błąd, nawet, jeśli będziemy żałować. Tylko to nie ma teraz najmniejszego znaczenia. Mówią, że bez ryzyka nie ma zabawy. Nie ma nas. Dlatego też, choć na ten krótki moment zapominamy o głosie zdrowego rozsądku, pozwalamy chwili trwać. Jest dobrze i nikt nie chce tego zmieniać.


Uśmiecham się szeroko, opierając się o framugę drzwi i przyglądając się śpiącemu na łóżku brunetowi. Ten dzień był dla niego męczący. Nie dość, że, na co dzień mają ciężkie treningi to ja jeszcze go dobiłam, zamiast zapewnić, choć odrobinę relaksu. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że nawet się na mnie nie zdenerwował mimo planów jakie mieliśmy na ten dzień. Wciąż jest dla mnie stanowczo za dobry i ciągle tylko pilnuje, aby nie wyprowadzać mnie z równowagi albo, żeby nie doprowadzić nawet do najmniejszej kłótni. Tak jakby bał się, że, wtedy spakuje się i wrócę do domu a on zostanie tutaj sam. Tylko ja nie dopuszczam nawet do siebie takiej myśli. Londyn jest moim wybawieniem. Miejscem, gdzie wszystko zaczyna się dla mnie od nowa. Tutaj, z daleka od domu i wszystkiego co tam się działo, jest mi naprawdę dobrze. Czasem wydaje mi się, że właśnie w tym mieście jest nasze miejsce na ziemi. Kocham Francję i nie zamierzam zaprzeczać, że ten kraj żyje we mnie. Nie ma, bowiem chwili, w której nie pomyślałabym o swoim domu. Paradoksalnie staje się to moim przekleństwem. Tam wszystko wraca, wszyscy wiedzą i patrzą na mnie tak jakbym ciągle potrzebowała czyjejś pomocy i wsparcia. Czuje się wówczas jak wieczna ofiara, choć na świecie jest tylu ludzi codziennie walczących o przetrwanie. Nie wiem, czy to właśnie Londyn czy sama świadomość opuszczenia Francji, działa na mnie kojąco. Teraz czuje już tylko spokój. Mam nawet wrażenie, że dochodzę w życiu do takiego punktu w swoim życiu, w którym całkowicie je akceptuje. Nie mam już pretensji o to, że coś potoczyło się nie tak. Dla mnie to już tylko przeszłość i wspomnienia, które będą coraz bardziej się zacierać. Niemal na palcach podchodzę do łóżka, siadając na jego brzegu. Z nocnej szafki podnoszę telefon Samuela, by wysłać krótką wiadomość do jego trenera. Chyba nic złego się nie stanie, jeśli zostanie, jeśli pojawi się w hotelu rano. Trening i tak mają po południu, więc nie ma zagrożenia, że się spóźni a ja nie mam serca go teraz budzić. Tym bardziej, że wtulony w poduszki z delikatnym uśmiechem wygląda cholernie rozkosznie. Nie mogę się wręcz oprzeć i nachylając się, muskam czule jego policzek. Uśmiecham się pod nosem, gdy leniwie otwiera swoje oczy i odsuwa się od brzegu łóżka, robiąc dla mnie miejsce. W taki właśnie sposób ląduje obok niego, pozwalając objąć się w pasie i tulić niczym pluszową maskotkę. Nie przeszkadza mi to jednak. Mam wrażenie, że właśnie tego mi ostatnio mi brakowało. Jego bliskości, ciepła i tej radości, którą zaraża wszystkich dookoła. Można powiedzieć, że od zawsze był moim przeciwieństwem. Facetem, który zawsze wie czego chce i uparcie dąży do celu, aż uda mu się go zdobyć. Czasem śmieje się, że ze mną było najtrudniej. Zawsze powtarza, że jestem uparta jak osioł i jak coś sobie wmówię to nie da się do mnie dotrzeć. Podobno, wtedy było tak samo, ale ja już nawet tego nie pamiętam. Nie liczę lat czy miesięcy, o rocznicach zazwyczaj przypomina mi właśnie Samy. Doskonale wie, że nie przywiązuje większej wagi do czasu. Dla mnie nigdy nie będzie on wyznacznikiem, według, którego można, by było oceniać związek. Doskonale wiemy, że nie każde małżeństwo mimo długiego stażu jest udane. Z czasem, gdy przychodzi rutyna i każdy dzień staje się taki sam ludzie zostają ze sobą tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia. Oczywiście nie zawsze, ale często właśnie tak się dzieje. Wszyscy boimy się samotności i robimy wszystko aby przed nią uciec. Nawet, jeśli mamy się oszukiwać i wmawiać sobie, że tak właśnie wygląda miłość. Rzeczywistość bywa brutalna i zawsze wystawia na próbę nasze uczucia. Możemy z tym walczyć, robić wszystko aby przed tym uciec, ale to nie jest takie łatwe. Nawet największa miłość może się wypalić i czasem musimy po prostu z tym pogodzić. Odejść albo zadowolić się zwykłym przyzwyczajeniem, uzależnieniem od obecności tej drugiej osoby. Sama zaczynam się zastanawiać co tak naprawdę między nami jest. Mimo wszystko nie chce wierzyć, że to wszystko tak po prostu się skończyło. Gdyby tak było, nie chciałabym tak uparcie ratować. Nie bałabym się tak bardzo rozstania, bo wiedziałabym, że może czekać nas coś lepszego. Ja jednak nie dopuszczam nawet takiej myśli do siebie. Nie wyobrażam sobie, że w pewnym momencie każde z nas wybierze inny sposób na swoje życie i w dalszą drogę pójdziemy już sami. Z wszystkich sił odpycham to od siebie, bo, wtedy wszystko straciłoby sens. Może nie jest między nami najlepiej i może wciąż za mało się staram, ale ostatnio wszystko się zmieniło. Dopiero w Londynie zaczynam zauważać, że bez niego nie jestem w stanie sobie poradzić. Wciąż jestem tą małą, zagubioną dziewczynką, której w jednym momencie zawalił się świat. Ktoś zabrał marzenia i zdeptał wszystko , co do tej pory było najważniejsze. Teraz mam tylko jego i nawet, jeśli tak bardzo boje się do tego przyznać, to teraz Samuel jest całym mym światem. Wszystkim, co trzyma mnie przy życiu. Przeczesując delikatnie jego miękkie włosy, czuje się pierwszy raz od dawna na swoim miejscu. Mając jeszcze odrobinę nadziei, że uda mi się przełamać. Pokazać, że wciąż potrafię być dobrą żoną. Może kiedyś założymy prawdziwą rodzinę, pogodzimy się z moimi rodzicami. Nie wiem i szczerze mało się teraz tym wszystkim przejmuje. Przychodzi, bowiem taki moment w życiu człowieka, gdy zaczyna akceptować swoje życie takim jakie jest. Z wszystkimi błędami jakie popełniło się w przeszłości i tymi, które jeszcze nadejdą. Nikt, bowiem nie jest nieomylny. Trzeba umieć przyznać się do pomyłki i wiedzieć, kiedy zamknąć za sobą kolejny rozdział. Nie jestem pewna, ale chyba właśnie nadchodzi ten moment. Czas, kiedy wszystko zostawia się za sobą i zaczyna od nowa. Z bagażem doświadczeń, na których można się uczyć i wyciągać wnioski. Przestaje się jednak wracać do tego co było. Teraz to już tylko wspomnienia, które z czasem coraz bardziej zacierają się w naszej pamięci, wypierane przez te nowe. Liczy się teraźniejszość, to, co jest tu i teraz. Śpiący obok mnie Samy i wibrujący telefon, oświadczający nadejście nowej wiadomości. Niechętnie sięgam po urządzenie, odczytując treść sms'a od trenera Samuela. Uśmiecham się pod nosem odpisując szybko, że brunet pojawi się jutro z samego rana. Claude jest naprawdę dobrym facetem i fachowcem, który nade wszystko dba o dobro swoich zawodników, a co za tym idzie ich dyspozycje. Potrafi wiele zrozumieć i nawet, jeśli czasem wymaga za dużo, to ma do tego pełne prawo. W końcu jego zespół jest najlepszy na świecie i systematyczne podnoszenie poprzeczki jest czymś oczywistym. Każdy wie, że w tej drużynie nie można tak po prosto osiąść na laurach. Uwierzyć w swoją siłę i podejść do jakiegoś turnieju czy spotkania lekceważąco. Oni naprawdę do wszystkiego podchodzą niezwykle poważnie i walczą do ostatniej minuty spotkania. Przez to atmosfera między nimi jest naprawdę dobra, a Claude jest dla nich niczym ojciec. Dlatego, więc wcale nie dziwi mnie, że nie robi żądnych problemów z powodu Samuela. Wie, że będąc ze mną żadna głupota nie strzeli mu do głowy a rano pojawi się cały i zdrowy. Prawdopodobnie, zanim wszyscy się obudzą, czego osobiście dopilnuje. Jeśli tylko sama się obudzę. Wysuwając się delikatnie z jego objęć, podnoszę się z łóżka i chwytając swoją koszulkę nocną, kieruje się do łazienki. Najwyższy czas aby w końcu odespać i zregenerować swoje siły. Dzisiejszy dzień był niezwykle ciężki i ciesze się, że to już koniec.
-
masło maślane. teraz jeszcze serek, bułeczka i będzie kanapka. jest mi źle, cholernie źle bo to wszystko stoi w miejscu a ja chyba nie wiem co dalej. pomijając już to, że za niecałe dwa tygodnie matury próbne. niech mnie ktoś zabije, bo zwariuje kompletnie.
pozdrawiam.

4 komentarze:

  1. Dla ciebie masło maślane, a dla mnie bardzo osobisty rozdział. dlaczego? Dlatego jeszcze niedawno czułam się tak jak Galia. Zastanawiałam się czy ja jestem w swoim związku z miłości czy z przyzwyczajenia, sam nie raz się śmieje że ja to już jak żona bo swojego faceta z nam 13 lat a jestem z nim o 4,5 i mnie nachodzą różne pytania, rozważania itd. Ale na końcu dochodzę do wniosku że bez niego bym chyba zwariowała i myślę że w przypadku Gali i Samuela jest tak samo. Są razem na dobre i na złe a to jest najważniejsze :)
    To ja powodzenia życze na tych maturach próbnych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi się ten rozdział bardzo podoba , bardzo, bardzo.
    Ja czuję, że oni bez siebie żyć nie mogą, że potrzebują swojego ciepła i bliskości. Potrzebują siebie jak kwiat wody, a ludzie tleny.
    Niesamowicie poruszyła mnie ta scena jak Galia kładła się koło Samuela, wtedy wyczuć było jak bardzo jest jej potrzebny. Może nie ma między nimi chemii, ale oni się potrzebują, ja to wiem.
    I wiem, że może nie każdemu się to spodoba, ale ja chcę, bardzo chcę by między tą dwójką wszystko się ułożyło, by byli w sobie zakochani i szczęśliwi. Tak, chce ich szczęścia:)
    A kochana, próbnych matur nic się nie bój, a jak coś to wiesz, gdzie masz pisać:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale nie dziwię się Galii, że nachodzą ją takie a nie inne myśli. Ile z nas stawało w podobnej sytuacji, kiedy pierwsze miłosne uniesienia powoli ustępowały rutynie i monotonii. Jednak mimo wszystko ona i Samuel są dla siebie kimś więcej niż sami by się spodziewali: są kochankami, przyjaciółmi i oparciem dla siebie.

    Kochana to wcale nie jest masło maślane! To było cudowne! Matko zazdroszczę Ci tego z jaką lekkością czyta się Twoje opisy uczuć. Pozdrawiam serdecznie i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zależy dla kogo to masło maślane, a ja tam lubię takie odcinki! ;)
    Galia dziwi się sama sobie, że nachodzą ją takie myśli, ale nie ma się czym przejmować. Każdy z nas ma taki okres w swoim życiu, gdzie w myślach kłębią nam się takie pytania. Najlepiej nie brać ich do siebie i dawać z siebie wszystko, by w życiu wszystko dobrze się ułożyło! :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń