niedziela, 25 listopada 2012

Siedem

Zawsze lubimy powtarzać, że życie lubi nas zaskakiwać, gdy po raz kolejny spotka nas coś niespodziewanego. Tylko czy naprawdę tak jest i czy naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć pewnych rzeczy. Niektórzy nie chcą tego, woląc poddać się chwili i czekać z zainteresowaniem na to, co przyniesie nam życie. Lubią niespodzianki i to one, nakręcają całe ich życie. Każdy dzień jest jedną wielką zagadką i może dlatego potrafimy budzić się każdego dnia spragnieni tego, co się może wydarzyć. Chcemy przeżyć coś niesamowitego, co zakończyłoby wszechobecną monotonię. Spokój jest czymś, o czym zawsze marzyliśmy, choć teraz jesteśmy już, nim przesyceni. Pragniemy czegoś nowego, nieoczekiwanego. Dlatego tak często udajemy, że nie widzimy oczywistych znaków, które mogłyby być oznaką przyszłych wydarzeń. Wolimy dać się zaskoczyć, aby, choć przez chwilkę poczuć przypływ adrenaliny i emocji. Lubimy to, nawet jeśli boimy się przyznać, że nasze uporządkowane życie może nas męczyć. Jeśli wciąż poszukujemy czegoś innego, co nada nowy sens naszemu życiu i naprawdę nie warto z tym walczyć.

Zagryzam delikatnie dolną wargę, wczytując się uważnie w treść sms'a. Niespodziewanej wiadomości, która powoduje w mojej głowie ogromny mętlik. Wiem, że to tylko kilka słów,
a mimo to czuje się dziwnie. Nie mam zielonego pojęcia co mam robić i to jest chyba najgorsze. W końcu powinnam być pewna swojego zdania i mocno się go trzymać. Tym bardziej, że jeszcze wczoraj nie miałam co do swojej decyzji żadnych wątpliwości. Teraz zaczynają się pojawiać i wydają się coraz bardziej sensowne, co chyba zaczyna mnie przerażać. Doskonale wiem, że, skoro raz człowiek da się do czegoś przekonać, to później coraz trudniej jest odmawiać. Tym razem to nic szczególnego i na dobrą sprawę w ogóle nie powinnam się nad tym zastanawiać. Przyszedł czas, by zerwać z całą rutyną i, choć raz zrobić coś, czego nie planowałam. Może dlatego , że mój dzisiejszy dzień zapowiadał się niezwykle nudnie, odpisuje po jakimś czasie, że pojawię się w umówionym miejscu. Nie wiedzieć dlaczego mam też ochotę zadzwonić do Samuela, powiedzieć o moich planach i zapytać co o tym myśli. Szybko jednak wybijam sobie ten pomysł z głowy, zabierając się za poszukiwania jakiś odpowiednich ubrań. Nie pokaże się przecież nikomu w wyciągniętym dresie, który ma już swoje lata. Nic jednak nie poradzę na to , że wciąż jest moim ulubionym strojem i to w, nim czuje się najlepiej. Niechętnie się przebieram, zakładając jasne jeansy i pierwszą, lepszą bluzkę. Uśmiechając się pod nosem, chwytając jeszcze białą bluzę z małą flagą Francji na lewej piersi. Ostatnio podczas wyjść nigdy się z nią nie rozstaje, zazwyczaj wtapiając się tłum innych kibiców naszej reprezentacji. Chcąc być razem z nimi w najbliższym czasie, niczym szczególnym się przy tym nie wyróżniając. Dzisiaj także od razu po wyjściu z hotelu, przyłączam się do grupy sympatyków naszej drużyny. Pokonujemy wspólnie kilka ulic, wymieniając się informacjami i typami dotyczącymi przyszłego meczu. To oni sprawiają, że czuje się naprawdę dobrze. Przynajmniej nie muszę spędzać czasu z moimi przyjaciółkami-pozerkami. Nie boje się tego głośno powiedzieć i może dlatego od jakiegoś czasu wszystkie unikają mnie jak ognia. Niechętnie odłączam się od grupy moich nowych znajomych, wchodząc niepewnie do malej cukierni. Niemal od razu zauważam trzech wysokich mężczyzn, siedzących przy stoliku umieszczonym w głębi pomieszczenia. Uśmiechając się pod nosem, podchodzę do nich, witając się z nimi uprzejmie. Za wszelką cenę staram się ukrywać swoje zaskoczenie spowodowane ich zaproszeniem. Jeszcze do wczoraj byłam pewna, że nasza znajomość szybko się zakończy. Co prawda wymieniliśmy się numerami telefonów, jednak nie przywiązywałam do tego większej uwagi. Nie zamierzałam męczyć ich wiadomościami czy namawiać na spotkania, niemal od razu wybijając sobie z głowy myśl o zawarciu z nimi jakiejś bliżej znajomości. Polubiłam ich i nie zamierzam zaprzeczać, że wciąż robią na mnie ogromne wrażenie. Nie jestem tylko pewna, czy to wystarczy aby myśleć o nich w kwestiach potencjalnych znajomych. To wszystko jest dla mnie zbyt skomplikowane. Zbyt wiele czasu spędziłam w odosobnieniu i wszystko muszę przemyśleć tysiąc razy, zanim się do kogoś przywiąże.
-Nikt już nie może znieść jego gadaniny
dlatego pomyśleliśmy o tobie. Mówiłaś, że jesteś tutaj sama a Krzyś bardzo chętnie dotrzyma Ci towarzystwa.-odzywa się bodajże Łukasz, uśmiechając się ciepło i wskazując ruchem głowy na swojego kolegę. Staram się go słuchać, co nie jest jednak dla mnie takie proste. Moją uwagę przyciąga przede wszystkim jego głos, całkowicie elektryzujący i magnetyczny, słowa tracą w tym wypadku całe znaczenie. Dlatego uśmiecham się jedynie, nie wiedząc chyba za bardzo co mogłabym powiedzieć.-Jeśli nie dasz się zagadać na śmierć.
-Nie słuchaj ich, bo nie wiedzą co prawią.-wyrywa się mój wybawiciel, zwany Krzysiem, przez co wybucham cichym śmiechem. Zupełnie naturalnie, całkowicie zapominając o swoich poprzednich przemyśleniach. Teraz wydają się tak bardzo głupie, że niczego bardziej bezsensownego nie udało mi się jeszcze wymyślić. Chyba powinnam się tego wstydzić.-Byłaś dla nas tak bardzo miła, że w wolnej chwili pomyśleliśmy o tobie i postanowiliśmy dotrzymać towarzystwa.
-Jestem wam naprawdę bardzo wdzięczna-uśmiecham się ciepło i chyba tylko na
to mnie stać w tej chwili. Wciąż mam trudności z przystosowaniem się do tej sytuacji. Czuje się dość dziwnie wiedząc, że znalazł się ktoś, kto chce ze mną spędzić trochę czasu. Ostatnio poza moim mężem nie było w okół mnie takich osób. Większość znajomych odeszła, gdy zaczęły się moje problemy. Bali się , że będą musieli pomagać mi w uporaniu się z wszystkimi problemami i zrzucę na nich zbyt wielki ciężar. Wtedy bolało, ale dzisiaj już mi ich nie brakuje. Czuje, że jestem gotowa na poznanie kogoś nowego. Uśmiech nie schodzi mi, więc z twarzy, gdy Krzysiek zaczyna opowiadać o swoich kolegach a później schodzi na temat swojej rodziny. Nikt nie jest w stanie mu przerwać dlatego słuchamy go uważnie, od czasu do czasu wtrącając jakieś zdanie. Przynajmniej ja się staram, jego koledzy są już chyba na tyle przyzwyczajeni do jego gadaniny, że w pewnym momencie przestają zwracać na niego uwagę. Chce mi się śmiać, bo on wydaje się wcale tego nie zauważać i niczym nie zrażony postanawia pokazać mi zdjęcie swojej rodziny. Wyjmuje fotografię z portfela, wręczając mi ją z szerokim uśmiechem. Nie chcę sprawić mu przykrości dlatego niemal od razu wbijam w nią wzrok, przyglądając się uważnie jego żonie i dzieciakom.
-Moja Iwonka, Sebastian i Dominika.
-Naprawdę piękna kobieta. Dzieci też masz cudowne.-uśmiecham się delikatnie, oddając mu fotografię.
-Biedna Iwona, nie wiedziała w co się pakuje
a później nie miała już wyjścia-stwierdza Łukasz, wywołując tym samym atak śmiechu swojego kolegi. Bodajże Piotrka, tego samego, który porównywał mnie kilka dni temu do Gala Anonima. Sama staram się wszelkimi siłami powstrzymać, choćby przed uśmiechem, co nie jest takie proste. Krzysiek udaje, natomiast, że wcale tego nie słyszał. Stwierdza, natomiast, że skoro on pokazał mi zdjęcie swojej rodziny to teraz kolej na mnie. Nie słuchając nawet moich argumentów, że Samuela już widział a dzieci jeszcze nie mamy i zapewne w najbliższej przyszłości nie będziemy ich mieć. Nie wzrusza go też, kiedy zapewniam, że jestem strasznie niefotogeniczna. W końcu ustępuje i niechętnie pokazuje mu nasze zdjęcie zrobione w naszą pierwszą rocznicę. Nie spodziewałam się nawet, że ta fotografia wzbudzi w nich takie zainteresowanie. Z niedowierzaniem obserwuje jak podają ją sobie z rąk do rąk, przyglądając jej się uważnie.
-Bardzo ładnie razem wyglądacie-mówi Krzysiek, a co szczerze mu dziękuje. Łukasz dodaje, że pasujemy do siebie
a ja zaczynam się szczerze nad tym zastanawiać. Nigdy nie zwracałam uwagi na takie rzeczy. Do tej pory zresztą nie potrafię stwierdzić czy ktoś do siebie pasuje, czy nie. Zewnętrzne czynniki nie mają dla mnie większego znaczenia.
-Swoją drogą, twój mąż nie będzie zazdrosny, że umówiłaś się z trójką tak przystojnych i fantastycznych mężczyzn?-pyta Piotrek. Wszyscy wbijają we mnie swój wzrok, uśmiechając się przy tym znacząco. Właśnie w tej chwili przypominam sobie o czymś ważnym, najważniejszym. Mecz. Tak, znowu zajęłam się jakimiś głupotami i całkowicie wypadło mi
to z głowy. Zaczynam, im się tłumaczyć, szybko zrywając się z krzesełka. Ostatni raz dziękuje, im za spotkanie, zapewniając, że niezwykle miło było ich poznać. Słyszę jeszcze ich śmiech, gdy wypadam z cukierenki, niemal rzucając się sprintem w stronę hotelu. Tym razem pamiętam o zabraniu tej przeklętej plakietki. Inaczej Samuel, by mnie zabił, a tego mimo wszystko jeszcze nie chcę. Uśmiecham się z ulgą pakując wszystko do małej torebeczki i zerkając na zegarek. Na szczęście zostało mi jeszcze trochę czasu. Na halę oczywiście wejdę pewnie w ostatniej chwili, ale zawsze to jakiś postęp. Najważniejsza jest przecież obecność a tego staram się pilnować. Mecze wyznaczają teraz tryb mojemu życiu i chyba zaczyna mi się to podobać. W końcu zapominam o wszystkim, co się wydarzyło. Dzieląc przy tym radość z bliskimi mi ludźmi.
-
Jest dziwnie, zupełnie inaczej niż bym chciała ale chyba zaczynam się już do tego przyzwyczajać. Niemniej jednak mam już pomysł na całość łącznie z zakończeniem i teraz tylko zobaczymy czy uda mi się to zrealizować. 
Pozdrawiam.
 

sobota, 10 listopada 2012

Sześć

Chwilami jest po prostu dobrze. Tak po prostu, zupełnie bez przyczyny. Zapominamy o wszystkim co było złe i przez ten krótki moment cieszymy się tym krótkim momentem. Ulotną chwilą, gdy wszystko traci dla nas znaczenie i ważne jest tylko to , co jest tu i teraz. Zaczynamy nawet wierzyć, że tak właśnie powinno być. To jest ten stan, do którego dążyliśmy przez ostatni czas. W końcu możemy odetchnąć, zapomnieć o tym, że nie wszystko jest tak jak powinno być. Pojawia się spokój i pewność, że to jest nasze życie. Tu i w tej chwili, a nie kiedyś. Przestajemy być w końcu jedynie obserwatorami tego, co działo się dookoła nas i w końcu zaczynamy brać w swoim życiu czynny udział. Nie jesteśmy już skazani na kogoś, na to, jak ktoś nas pokieruje. Pierwszy raz jesteśmy naprawdę gotowi na coś , co może wpłynąć na naszą przyszłość. Nawet, jeśli to będzie błąd, nawet, jeśli będziemy żałować. Tylko to nie ma teraz najmniejszego znaczenia. Mówią, że bez ryzyka nie ma zabawy. Nie ma nas. Dlatego też, choć na ten krótki moment zapominamy o głosie zdrowego rozsądku, pozwalamy chwili trwać. Jest dobrze i nikt nie chce tego zmieniać.


Uśmiecham się szeroko, opierając się o framugę drzwi i przyglądając się śpiącemu na łóżku brunetowi. Ten dzień był dla niego męczący. Nie dość, że, na co dzień mają ciężkie treningi to ja jeszcze go dobiłam, zamiast zapewnić, choć odrobinę relaksu. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że nawet się na mnie nie zdenerwował mimo planów jakie mieliśmy na ten dzień. Wciąż jest dla mnie stanowczo za dobry i ciągle tylko pilnuje, aby nie wyprowadzać mnie z równowagi albo, żeby nie doprowadzić nawet do najmniejszej kłótni. Tak jakby bał się, że, wtedy spakuje się i wrócę do domu a on zostanie tutaj sam. Tylko ja nie dopuszczam nawet do siebie takiej myśli. Londyn jest moim wybawieniem. Miejscem, gdzie wszystko zaczyna się dla mnie od nowa. Tutaj, z daleka od domu i wszystkiego co tam się działo, jest mi naprawdę dobrze. Czasem wydaje mi się, że właśnie w tym mieście jest nasze miejsce na ziemi. Kocham Francję i nie zamierzam zaprzeczać, że ten kraj żyje we mnie. Nie ma, bowiem chwili, w której nie pomyślałabym o swoim domu. Paradoksalnie staje się to moim przekleństwem. Tam wszystko wraca, wszyscy wiedzą i patrzą na mnie tak jakbym ciągle potrzebowała czyjejś pomocy i wsparcia. Czuje się wówczas jak wieczna ofiara, choć na świecie jest tylu ludzi codziennie walczących o przetrwanie. Nie wiem, czy to właśnie Londyn czy sama świadomość opuszczenia Francji, działa na mnie kojąco. Teraz czuje już tylko spokój. Mam nawet wrażenie, że dochodzę w życiu do takiego punktu w swoim życiu, w którym całkowicie je akceptuje. Nie mam już pretensji o to, że coś potoczyło się nie tak. Dla mnie to już tylko przeszłość i wspomnienia, które będą coraz bardziej się zacierać. Niemal na palcach podchodzę do łóżka, siadając na jego brzegu. Z nocnej szafki podnoszę telefon Samuela, by wysłać krótką wiadomość do jego trenera. Chyba nic złego się nie stanie, jeśli zostanie, jeśli pojawi się w hotelu rano. Trening i tak mają po południu, więc nie ma zagrożenia, że się spóźni a ja nie mam serca go teraz budzić. Tym bardziej, że wtulony w poduszki z delikatnym uśmiechem wygląda cholernie rozkosznie. Nie mogę się wręcz oprzeć i nachylając się, muskam czule jego policzek. Uśmiecham się pod nosem, gdy leniwie otwiera swoje oczy i odsuwa się od brzegu łóżka, robiąc dla mnie miejsce. W taki właśnie sposób ląduje obok niego, pozwalając objąć się w pasie i tulić niczym pluszową maskotkę. Nie przeszkadza mi to jednak. Mam wrażenie, że właśnie tego mi ostatnio mi brakowało. Jego bliskości, ciepła i tej radości, którą zaraża wszystkich dookoła. Można powiedzieć, że od zawsze był moim przeciwieństwem. Facetem, który zawsze wie czego chce i uparcie dąży do celu, aż uda mu się go zdobyć. Czasem śmieje się, że ze mną było najtrudniej. Zawsze powtarza, że jestem uparta jak osioł i jak coś sobie wmówię to nie da się do mnie dotrzeć. Podobno, wtedy było tak samo, ale ja już nawet tego nie pamiętam. Nie liczę lat czy miesięcy, o rocznicach zazwyczaj przypomina mi właśnie Samy. Doskonale wie, że nie przywiązuje większej wagi do czasu. Dla mnie nigdy nie będzie on wyznacznikiem, według, którego można, by było oceniać związek. Doskonale wiemy, że nie każde małżeństwo mimo długiego stażu jest udane. Z czasem, gdy przychodzi rutyna i każdy dzień staje się taki sam ludzie zostają ze sobą tylko i wyłącznie z przyzwyczajenia. Oczywiście nie zawsze, ale często właśnie tak się dzieje. Wszyscy boimy się samotności i robimy wszystko aby przed nią uciec. Nawet, jeśli mamy się oszukiwać i wmawiać sobie, że tak właśnie wygląda miłość. Rzeczywistość bywa brutalna i zawsze wystawia na próbę nasze uczucia. Możemy z tym walczyć, robić wszystko aby przed tym uciec, ale to nie jest takie łatwe. Nawet największa miłość może się wypalić i czasem musimy po prostu z tym pogodzić. Odejść albo zadowolić się zwykłym przyzwyczajeniem, uzależnieniem od obecności tej drugiej osoby. Sama zaczynam się zastanawiać co tak naprawdę między nami jest. Mimo wszystko nie chce wierzyć, że to wszystko tak po prostu się skończyło. Gdyby tak było, nie chciałabym tak uparcie ratować. Nie bałabym się tak bardzo rozstania, bo wiedziałabym, że może czekać nas coś lepszego. Ja jednak nie dopuszczam nawet takiej myśli do siebie. Nie wyobrażam sobie, że w pewnym momencie każde z nas wybierze inny sposób na swoje życie i w dalszą drogę pójdziemy już sami. Z wszystkich sił odpycham to od siebie, bo, wtedy wszystko straciłoby sens. Może nie jest między nami najlepiej i może wciąż za mało się staram, ale ostatnio wszystko się zmieniło. Dopiero w Londynie zaczynam zauważać, że bez niego nie jestem w stanie sobie poradzić. Wciąż jestem tą małą, zagubioną dziewczynką, której w jednym momencie zawalił się świat. Ktoś zabrał marzenia i zdeptał wszystko , co do tej pory było najważniejsze. Teraz mam tylko jego i nawet, jeśli tak bardzo boje się do tego przyznać, to teraz Samuel jest całym mym światem. Wszystkim, co trzyma mnie przy życiu. Przeczesując delikatnie jego miękkie włosy, czuje się pierwszy raz od dawna na swoim miejscu. Mając jeszcze odrobinę nadziei, że uda mi się przełamać. Pokazać, że wciąż potrafię być dobrą żoną. Może kiedyś założymy prawdziwą rodzinę, pogodzimy się z moimi rodzicami. Nie wiem i szczerze mało się teraz tym wszystkim przejmuje. Przychodzi, bowiem taki moment w życiu człowieka, gdy zaczyna akceptować swoje życie takim jakie jest. Z wszystkimi błędami jakie popełniło się w przeszłości i tymi, które jeszcze nadejdą. Nikt, bowiem nie jest nieomylny. Trzeba umieć przyznać się do pomyłki i wiedzieć, kiedy zamknąć za sobą kolejny rozdział. Nie jestem pewna, ale chyba właśnie nadchodzi ten moment. Czas, kiedy wszystko zostawia się za sobą i zaczyna od nowa. Z bagażem doświadczeń, na których można się uczyć i wyciągać wnioski. Przestaje się jednak wracać do tego co było. Teraz to już tylko wspomnienia, które z czasem coraz bardziej zacierają się w naszej pamięci, wypierane przez te nowe. Liczy się teraźniejszość, to, co jest tu i teraz. Śpiący obok mnie Samy i wibrujący telefon, oświadczający nadejście nowej wiadomości. Niechętnie sięgam po urządzenie, odczytując treść sms'a od trenera Samuela. Uśmiecham się pod nosem odpisując szybko, że brunet pojawi się jutro z samego rana. Claude jest naprawdę dobrym facetem i fachowcem, który nade wszystko dba o dobro swoich zawodników, a co za tym idzie ich dyspozycje. Potrafi wiele zrozumieć i nawet, jeśli czasem wymaga za dużo, to ma do tego pełne prawo. W końcu jego zespół jest najlepszy na świecie i systematyczne podnoszenie poprzeczki jest czymś oczywistym. Każdy wie, że w tej drużynie nie można tak po prosto osiąść na laurach. Uwierzyć w swoją siłę i podejść do jakiegoś turnieju czy spotkania lekceważąco. Oni naprawdę do wszystkiego podchodzą niezwykle poważnie i walczą do ostatniej minuty spotkania. Przez to atmosfera między nimi jest naprawdę dobra, a Claude jest dla nich niczym ojciec. Dlatego, więc wcale nie dziwi mnie, że nie robi żądnych problemów z powodu Samuela. Wie, że będąc ze mną żadna głupota nie strzeli mu do głowy a rano pojawi się cały i zdrowy. Prawdopodobnie, zanim wszyscy się obudzą, czego osobiście dopilnuje. Jeśli tylko sama się obudzę. Wysuwając się delikatnie z jego objęć, podnoszę się z łóżka i chwytając swoją koszulkę nocną, kieruje się do łazienki. Najwyższy czas aby w końcu odespać i zregenerować swoje siły. Dzisiejszy dzień był niezwykle ciężki i ciesze się, że to już koniec.
-
masło maślane. teraz jeszcze serek, bułeczka i będzie kanapka. jest mi źle, cholernie źle bo to wszystko stoi w miejscu a ja chyba nie wiem co dalej. pomijając już to, że za niecałe dwa tygodnie matury próbne. niech mnie ktoś zabije, bo zwariuje kompletnie.
pozdrawiam.